piątek, 3 maja 2013

Talerzem w raka



Talerzem w raka


Właściwa dieta nie tylko zapobiega zachorowaniom na raka, lecz także skutecznie pomaga w zwalczaniu już zdiagnozowanych nowotworów.
W walce z nowotworami lekarze i naukowcy wciąż odnoszą więcej porażek niż sukcesów. Nowe terapie okazują się nie tak skuteczne, jak się spodziewano, nowo odkryte geny raka mogą pomagać w leczeniu, ale tylko niektórych chorych. W tym wszystkim optymistyczne jest jedno - rak, który nie daje się niekiedy zabić za pomocą tak ciężkiego działa jak chemio- czy radioterapia, może skapitulować, jeśli odpowiednio wcześnie sięgniemy po lekką broń.
Jej rolę pełni niskotłuszczowa, prawie bezmięsna dieta, w której główne miejsce zajmują warzywa, owoce, kasze, zboża, przyprawy i zioła. Nowe badania wykazują, że sprawdza się ona nie tylko w zapobieganiu nowotworom, lecz także w hamowaniu rozwoju raka na bardzo wczesnym etapie, kiedy nie daje on jeszcze żadnych objawów. Ostatnio naukowcy zaczęli się nawet zastanawiać, czy składniki zawarte w pożywieniu mogłyby wspomagać leczenie zaawansowanych nowotworów. Oczywiście żadna dieta nie zastąpi tradycyjnej terapii, ale z najnowszych badań wynika, że może znacznie zwiększać skuteczność leczenia.
Największym entuzjastą zastosowania diety w krucjacie przeciw nowotworom jest dr Dean Ornish z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco. Od wielu lat bada on zależności między trybem życia a chorobami i szokuje naukowy świat zaskakującymi wynikami. Najpierw całą uwagę skupiał na profilaktyce chorób kardiologicznych (udało mu się m.in. wykazać, że niskotłuszczowa dieta, niewielka dawka ruchu i relaks powodowały cofanie się choroby wieńcowej). Potem rozpoczął bezprecedensowe badania onkologiczne, w których wzięło udział 93 mężczyzn z rakiem prostaty, rozpoznanym we wczesnej fazie. Na tym etapie rozwoju nowotwór nie zagrażał życiu pacjentów, dlatego chcieli oni odwlec w czasie operację i obciążającą chemioterapię.
Chorzy pozostawali jednak pod kontrolą lekarzy, którzy monitorowali stan ich zdrowia. W szpitalu mierzono im m.in. poziom markera PSA, dzięki któremu można ocenić, czy choroba się rozwija.Dr Ornish losowo podzielił pacjentów na dwie grupy. Jedna miała zmienić styl życia: przestrzegać diety opartej na produktach roślinnych, wzbogaconej suplementami (witaminy E, C, selen plus gram kwasów omega 3 dziennie), spacerować (przynajmniej pół godziny każdego dnia) oraz - dla zwalczenia stresu - uprawiać jogę albo wykonywać proste ćwiczenia oddechowe. Pozostali pacjenci (grupa kontrolna) żyli tak samo jak przed rozpoznaniem choroby. Po roku okazało się, że stan zdrowia tych ostatnich wyraźnie się pogorszył (wskaźnik PSA podwyższył się o 6 proc.), i musieli przejść operację usunięcia prostaty oraz chemioterapię.
Pacjenci poddający się niekonwencjonalnej terapii dr. Ornisha byli w znacznie lepszym stanie - żaden z nich nie musiał poddać się radykalnemu leczeniu. Wskaźnik PSA obniżył się o około 4 proc., co świadczyło o regresji choroby.Dr Ornish, zachęcony dobrymi wynikami (opublikował je w 2005 roku w "Journal of Urology"), kontynuował badania z udziałem 30 pacjentów, u których rozpoznano raka prostaty we wczesnym stadium. Tym razem pobrał od nich materiał genetyczny, a dopiero potem zalecił roślinną dietę i spacery. I znów taka prosta terapia zaowocowała poprawą zdrowia u wszystkich podopiecznych dr. Ornisha. Powtórnie wykonane testy pokazały, jakie zmiany w genach spowodowała zmiana odżywiania i aktywności fizycznej. Otóż okazało się, że uaktywniła ona 48 genów odpowiedzialnych za ochronę przed rozwojem nowotworów. Z kolei 453 geny zwiększające u ludzi zdrowych ryzyko zachorowania, a u chorych przyspieszające postęp choroby - wyciszyły się. I to zaledwie w trzy miesiące, tyle bowiem trwał eksperyment.



Wyniki ostatniego badania dr Ornish opublikował w połowie tego roku na łamach pisma "Proceedings of the National Academy of Science" (PNAS). W środowisku naukowym zawrzało. Wielu genetyków i lekarzy nie chce wierzyć, by tak prostym sposobem można było osiągnąć równie dobry rezultat. "Intrygujące jest to, że zmiana trybu życia może przynieść takie same efekty jak najsilniejsze znane obecnie leki" - skomentował wyniki badań z udziałem chorych na raka prostaty genetyk Christopher Haqq, który razem z dr. Onishem prowadził badania. Oczywiście nie musi tak być w przypadku innych nowotworów. Obydwaj autorzy mają tego pełną świadomość. "Nasze wyniki muszą teraz zostać potwierdzone w dalszych, zakrojonych na szerszą skalę programach badawczych. Tylko tak można jednoznacznie dowieść, żezdrowy styl życia to skuteczna broń w walce z nowotworami" - napisał w "PNAS" dr Ornish.
Przypadki pokazujące, że dieta może pomóc w walce z rakiem, są opisywane nie tylko w literaturze naukowej. Dr David Servan-Schreiber opowiada w książce "Antyrak" (właśnie ukazała się na polskim rynku) niecodzienną historię, której bohaterami są prof. Richard Béliveau, kierujący jednym z największych na świecie laboratoriów medycyny molekularnej na Uniwersytecie w Montrealu, oraz jego chory na raka trzustki przyjaciel Lenny. Prof. Béliveau od 20 lat współpracuje z największymi firmami farmaceutycznymi, testując nowe sposoby zwiększania skuteczności leków onkologicznych.
Jest też jednym z naukowców najmocniej zaangażowanych w badanie antyrakowych substancji w żywności. Kiedy Lenny zachorował, lekarze z nowojorskiej kliniki onkologicznej dawali mu kilka miesięcy życia. Béliveau wziął sprawę w swoje ręce. Obliczył zawartość związków antyrakowych w różnych warzywach i owocach, oszacował stopień ich wchłaniania przez układ pokarmowy i tkanki. Na tej podstawie skomponował przeciwnowotworową dietę dla kolegi. Już po dwóch tygodniach jej stosowania wycieńczony chorobą Lenny wstał z łóżka o własnych siłach. Stosując dietę Béliveau, żył jeszcze nie kilka miesięcy - jak przewidywali lekarze - ale cztery i pół roku.
Béliveau, który całe życie zajmował się badaniem leków chemioterapeutycznych, nie mógł uwierzyć, że dieta tak skutecznie zahamowała jeden z najgroźniejszych nowotworów. "Terapia żywieniowa to jakby rodzaj chemioterapii, w której wykorzystuje się cały arsenał substancji przeciwrakowych obecnych w pokarmach do walki z rozwijającymi się komórkami nowotworowymi" - napisał potem w książce, która została wydana także w Polsce pod tytułem "Dieta w walce z rakiem. Profilaktyka i wspomaganie terapii przez odżywianie".O tym, że jakość diety może mieć znaczenie w chorobie nowotworowej, świadczą nie tylko pojedyncze obserwacje, lecz także badania epidemiologiczne.
Już 30 lat temu prof. Ernst Wynder zauważył, że Japonki, które zapadły na raka piersi, żyją kilka lat dłużej niż Amerykanki czy Europejki. - Podobny wniosek płynie z nowszych badań wykonanych na zlecenie National Cancer Institute - przekonuje Małgorzata Rzeszutek, absolwentka wydziału medycyny żywienia na Uniwersytecie w Londynie, która niedawno zorganizowała w Warszawie wykład na temat zdrowego żywienia dla chorych na raka. Obserwowano pięć tysięcy kobiet po menopauzie mających raka piersi. Część z nich stosowała dietę typowo amerykańską z dość dużą zawartością tłuszczu (50 g dziennie), część odchudziła posiłki (do 33 g tłuszczu dziennie), zwiększając jednocześnie ilość spożywanych warzyw. Po pięciu latach okazało się, że pacjentki z drugiej grupy prawie dwa razy rzadziej miały nawroty choroby niż pozostałe.


To wszystko jednak za mało, by można było mówić o leczeniu nowotworów wyłącznie dietą - podkreślają żywieniowcy i lekarze. Dieta a rak to nie jest zależność prosta. W naszym pożywieniu są przecież tysiące związków, które mogą reagować ze sobą i oddziaływać - silniej albo słabiej - na geny oraz poszczególne tkanki, także nowotworowe. Naukowcy nie są w stanie dokładnie zbadać wszystkich tych interakcji. Choćby więc obserwacje czy wyniki badań laboratoryjnych wskazywały, że dieta lub niektóre jej składniki mogą mieć lecznicze działanie, to - dopóki nie zostaną one poddane badaniom klinicznym, takim samym jak w wypadku leków farmakologicznych - nie można ich używać do leczenia.
- Jeśli jakieś naturalne związki mają w przyszłości szansę na zastosowanie w onkologii, to są to roślinne antyutleniacze - flawonoidy. Jak pokazują badania laboratoryjne, mogą one zwiększaćefektywność chemioterapii. Zwłaszcza w takich przypadkach, kiedy pojawia się tzw. lekooporność i nowotwór przestaje reagować na chemioterapię. Lek, który ma zabić raka, wnika wtedy do wnętrzachorych komórek, ale nie może im zaszkodzić, bo jest z nich wyrzucany. Lekooporność to prawdziwa zmora onkologii i jedna z największych przeszkód uniemożliwiających skuteczne leczenie raka. W jej przezwyciężeniu mogłaby pomagać dieta z podwyższoną ilością flawonoidów, a w przypadku chorych mających po chemioterapii wymioty - zawierające te związki tabletki.
Jak wynika z badań laboratoryjnych, substancje te zdolne są do hamowania wypływu leków z chorych komórek. Ten medal ma jednak dwie strony. - Istnieje obawa, że flawonoidy w czasie chemioterapii mogłyby nie tylko zatrzymywać leki w chorych komórkach, lecz także utrudniać ich usuwanie ze zdrowych tkanek - tłumaczy prof. Marek Naruszewicz, specjalista od żywienia, kierownik zakładu farmakognozji WUM. - Dlatego leczenie polegające na łączeniu chemioterapii z flawonoidami to tylko pomysł, który dopiero jest sprawdzany w laboratoriach - dodaje profesor.Z dotychczasowych badań i obserwacji płynie jeden wniosek - nikt nie wyleczy się z tej ciężkiej choroby, jedząc tylko liście sałaty, jednak zawartość talerza może wspomóc terapię onkologiczną. Podstawowe znaczenie dieta ma natomiast wtedy, gdy nowotwór dopiero zaczyna kiełkować w organizmie. - Zdrowa dieta może utrzymywać raka w stanie uśpienia nawet przez kilkanaście czy kilkadziesiąt lat - podkreśla prof. Naruszewicz.
Rak rozwija się nieraz 30-40 lat i przez większość czasu nie daje żadnych objawów. Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale w organizmie wciąż powstają pojedyncze komórki nowotworowe. Każda z nich może, ale nie musi doprowadzić do choroby (naukowcy szacują, że mniej więcej jedna taka komórka na 10 tys. przekształca się w mikroguzek, a potem w agresywny guz atakujący inne tkanki). Prof. T. Colin Campbell z Uniwersytetu Cornell, który przeprowadził obszerne badania nad związkami raka z nawykami żywieniowymi (tzw. China Study), porównuje zaczątki nowotworu do chwastu, który pleni się tylko w sprzyjającym środowisku. Rozwój raka jest procesem odwracalnym, zależy od tego, czy we wczesnej fazie nowotwór miał odpowiednie warunki do wzrostu - twierdzi prof. Campbell.
Ustalono już, że dieta może hamować rozwój raka na różne sposoby. Czy i jak szybko z pojedynczej komórki lub maleńkiego guzka rozwinie się choroba, zależy m.in. od sprawności układu odpornościowego. Natural killers to komórki, które namierzają powstające w organizmie komórki raka i szybko je likwidują. U jednych ta akcja przebiega bardzo sprawnie i pozostają oni zdrowi, u innych naturalni zabójcy nie są na tyle sprawni, by zlikwidować wroga. Udowodniono, że niektóre składniki diety mogą wzmacniać tę naturalną obronę. Należą do nich np. grzybki shitake oraz inne grzyby typowe dla kuchni japońskiej.Duże znaczenie w rozwoju raka ma proces zapalny.
Guzek produkuje wiele substancji zapalnych odpowiedzialnych m.in. za przerzuty, a najważniejszą wśród nich jest tzw. jądrowy czynnik transkrypcyjny o symbolu NF-kappa B. Zablokowanie jego produkcji sprawia, że komórka raka obumiera. Dlatego w laboratoriach przemysłu farmakologicznego poszukuje się substancji hamujących jego wydzielanie. W pewnym stopniu potrafi to epigalokatechina z zielonej herbaty, resveratrol z czerwonych winogron oraz kurkumina (składnik popularnego curry), podstawowa przyprawa kuchni indyjskiej, używana od tysięcy lat w medycynie ayurwedyjskiej jako lek przeciwzapalny. Ta ostatnia ma - zdaniem niektórych naukowców - najsilniejsze działanie antynowotworowe ze wszystkich produktów spożywczych (pisaliśmy o tym w numerze 50/2007 "Newsweeka").
Guzek może rozwijać się tylko wtedy, gdy jest ukrwiony. W jego wnętrzu tworzy się sieć naczyń krwionośnych (tzw. angiogeneza). Naukowcy od lat chcą zahamować ten proces. W pewnym stopniu potrafią to niektóre związki roślinne, np. kwas elagowy z malin i truskawek czy apigenina, występująca w dużych ilościach w pietruszce i selerze. Efekt następuje po zjedzeniu porcji warzyw nie większej niż ta stosowana w naszej kuchni.- Wiemy, które związki z żywności mają działanie antynowotworowe i w jakich produktach występują - mówi prof. Naru-szewicz. Problem w tym, że w diecie większości z nas jest ich zbyt mało.
"Gdyby poproszono mnie o opracowanie jadłospisu maksymalnie wspomagającego rozwój raka, nie zdołałbym wymyślić niczego lepszego od naszej codziennej diety!" - twierdzi dr Béliveau. Dużo mięsa, wędlin i cukrów, za mało warzyw, owoców i ryb. Taka odwrócona piramida żywienia powoduje prawie jedną trzecią zachorowań na nowotwory (nie wspominając już o chorobach układu krążenia). To przerażająca statystyka, ale dość łatwo możemy ją zmienić. Według American Institute of Cancer Research korekta odżywiania (oraz codzienna porcja ruchu) zmniejsza ryzyko zachorowania na nowotwór nawet o 60-70 proc. To wystarczający argument za tym, by zacząć zmieniać nawyki żywieniowe. Lepiej robić reformę na talerzu z myślą o lepszym zdrowiu niż w poszukiwaniu ratunku w walce z ciężką chorobą.

Jolanta Chyłkiewicz
* Przy pisaniu artykułu korzystałam z książek "Antyrak, nowy styl życia" dr. Davida Servana-Schreibera (wyd. Albatros 2008), "Dieta w walce z rakiem. Profilaktyka i wspomaganie terapii przez odżywianie" Richarda Béliveau i Denisa Gingrasa (wyd. Delta) oraz z wykładu Małgorzaty Rzeszutek-Desmond "Dieta w chorobach nowotworowych"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz